Najnowsze wpisy


sie 31 2015 Związki - w zgiełku miasta, czy w cichym...
Komentarze: 0

     Związki, jak dla mnie to chore zjawisko, nad którym nikt nie ma kontroli. Zazwyczaj coś się zaczyna, a następnie nadchodzi koniec, w najmniej oczekiwanym momencie. Gdy się zaczyna, myślimy „tak to właśnie ta osoba, wielbię ją”. Faza ta trwa przez kilka tygodni, następnie przychodzi codzienność, problemy przygniatające nas z ogromną siłą i gdy już poczujemy, że nie mamy sił, wtedy zjawia się ona, nasza miłość, którą jeszcze tak niedawno wielbiliśmy, mówimy „nie dziś”, „nie mam czasu”, ale dla niej to za mało, miłość potrzebuje czasu i poświęceń.

     W dzisiejszym społeczeństwie ludzie szukają na siłę „drugich połówek”, żeby pokazać przed znajomymi, że są Diego Maradoną podrywu oraz klasy i stylu. Mnie osobiście to przeraża. Nie liczą się dziś uczucia, tylko ciuchy, które ktoś nosi i wygląd, bo przecież wstyd będzie się pokazać z kimś, kto np. ma aparat na zębach, przecież jak to będzie wyglądało i co ludzie pomyślą. Jeśli już powstanie taki związek to z góry skazany jest na niepowodzenie, jak śpiewał Igor Herbut „nic z tego nie będzie”, lecz carpe diem… Po co myśleć co będzie później, teraz jest super, zdobyłem tę osobę, teraz trzeba się nią tylko pochwalić i nacieszyć sukcesem, ale tak żeby nikt nie widział i nie myślał, że to było dla mnie trudne. Po kilku tygodniach następuje znudzenie, takie osoby, które szukają „miłości” na pokaz nie myślą o miłym spędzaniu czasu, pielęgnowaniu tego uczucia, bo przecież go nie doświadczają. W tym właśnie momencie nadchodzi ważny proces, osoby te nie walczą o związek, może niektórzy z lekką nutką chęci pytają się „czyli to już koniec?”, jest to według mnie spowodowane przyzwyczajeniem, a w głębi duszy nadal jest ten sam brak uczuć. Zdarzają się ludzie, którzy nie zdążyli się pochwalić wszystkim swoją zdobyczą, więc walczą obiecując cuda, lecz są to słowa rzucane na wiatr, ale że płeć piękna ulega marzeniom o idealnej miłości, związki trwają jeszcze jakiś czas, lecz miłości nie przybywa. Osoby te znacząco różnią się od osób, które znalazły prawdziwą miłość i za wszelką cenę chcą ją pielęgnować, nie jest dla nich najważniejszym fakt pokazania się z drugą osobą, na zasadzie pochwalenia się. Ważna jest dla nich bliskość, możliwość zwierzenia, obdarowanie prawdziwym ciepłem swego serca drugą osobę. Związki takie trwają aż do śmierci, to można zdefiniować jako prawdziwy związek. Pewnie widzieliście nie raz na ulicy pary tulące się mocno, całujące co krótką chwilę, uczęszczające do miłych, spokojnych miejsc, gdzie mogą spędzić ze sobą wspaniałe chwile, to na pewno były osoby z drugiej z kategorii opisanych przeze mnie ludzi.

     A co dzieje się z osobami, które, jak wcześniej wspomniałem, podtrzymują swe wymuszone związki, poprzez obiecywanie zmian i trosk względem drugiej osoby? Trwają jeszcze kilka tygodni, czasem miesięcy, ale tylko dlatego, że osoba która pragnie prawdziwego uczucia drugiej połówki względem siebie, żyje nadzieją, są to zazwyczaj kobiety. Już od lat wiadomo, że są one bardziej uczuciowe od mężczyzn, co oczywiście nie oznacza, że nie ma takich mężczyzn. I takie kobiety żyją nadzieją na lepsze jutro, niestety ono nie nadchodzi. Nadchodzi za to wielki zawód i smutek ze strony osoby poszkodowanej, można powiedzieć, wykorzystanej. Nie wie ona co ze sobą zrobić. Łzy cisną się same do oczu. Gardło ściska coraz bardziej. A Maradona biega po mieście i szuka nowej ofiary. W takich sytuacjach jest mi wstyd, że jestem facetem. Niestety nikt nie jest w stanie tego zmienić…

     Miłość to nie zabawka, kobieta to nie zabawka, ludzie to nie zabawki, ani obiekty, którymi można imponować. Niestety w dzisiejszych czasach wiele osób, zazwyczaj mężczyzn, nie rozumie tego i wydaje mi się, że nie zrozumie. Czasami zastanawiam się co musiałoby się stać, żeby chociaż ¾ związków trwało chociaż kilkanaście lat i nie wiem, po prostu wydaje mi się naturalne, że jeżeli się z kimś „wiążemy” to zamierzamy spędzić z tą osobą całe życie. Oczywiście są związki, które przetrwały nawet około pięćdziesięciu lat i trwają nadal, ale są to wyjątki w dzisiejszym świecie. Ludzie, którzy trwają przy sobie tyle lat, doznali wielu bólów i cierpień, zarówno fizycznych jak i psychicznych, dzięki temu nie mają ochoty na marnowanie czasu, na puste związki, oraz nie chcą doświadczać więcej bólu, dość się już nacierpieli. Najbardziej boję się tego, jak będzie wyglądał świat miłości za kilkadziesiąt lat, niestety może to nie być świat miłości, lecz królestwo obłudy. „Troski i błędy uczą odczuwać spokój jako szczęście”- Stefan Żeromskim, myślę, że tego również powinny doświadczyć osoby mające taki sam obraz związków jak opisani przeze mnie ludzie, którym zależy na ilości zdobytych osób, a nie jakości uczucia. Najgorsze jest to, że osoby niewinne całej sytuacji, zauroczone, przeważnie kobiety, strasznie przez to cierpią.  

sie 27 2015 Muzyka…cenna twórczość, czy przejaw...
Komentarze: 0

      Muzyka, słowo współcześnie budzące różne emocje. Dla młodzieży to prestiż, bycie powszechnie określanym mianem „fajnych” jeśli słuchamy tego, czego słuchają inni. Dla osób dojrzałych, poważnych, to kultura i nauka prowadząca przez życie, niczym pies niewidomą osobę. Bycie fajnym przecież jest takie ważne, słuchanie czegoś na siłę, by inni myśleli o mnie, że jestem na topie. To jest prawdziwy cel w życiu nastolatka, muszę przyznać, że bardzo ambitny.

      Rytmiczne utwory, coś do tańca, tekst z sensem, którego znaczenie niestety odgrywa coraz mniejszą rolę. Winę można zrzucić na nastolatków, nie myślą o czym śpiewają, ile w tekście jest przekleństw, a ile sensownych zdań. Muzyka w początkach swego istnienia miała m.in. mobilizować do walk. Wynika z tego, że absurdem byłby brak sensu wynikającego z tekstu. Co zrobiłby statystyczny piętnastolatek w sytuacji, gdy dalej istniałaby tylko muzyka tego samego typu!? Nie widzę innego wyjścia, broń biała, albo lina… Tak na poważnie, choć niewiele różniłaby się decyzja nastolatka w takiej sytuacji od podanego przykładu, nie wyobrażam sobie młodzieży chodzącej po ulicach ze słuchawkami na uszach, słuchając choćby doskonale nam znanego utworu „Mury” Jacka Kaczmarskiego.

      Bardzo demobilizująco działa na mnie rap, rock i innego typu bezsensowne młócenie muzycznego zboża. Jak dla mnie niestety, rozpowszechnia się to na skalę światową szybciej od Eboli i staje coraz bardziej popularne, a to wszystko przez nasz kochany internet. Można w ciągu kilku- kilkunastu minut nagrać i wrzucić do sieci swoją „piosenkę” i uważać się za artystę. Brzmi dumnie, ale niestety zmartwię wszystkich pseudo raperów i innych aspirujących do kariery osiedlowej, muzyków, że ich plany mogą się skończyć na kilku „lajkach” i uznaniu u gimnazjalistów otumanionych internetowo-telewizyjną papką. Mina Wam zrzedła? Ale jak to? Przecież jeśli nagrałeś piosenkę, to znaczy, że powinieneś umieć śpiewać. Właśnie, słowo „powinieneś” znacząco odróżnia prawdziwych artystów od wspomnianych wcześniej „artystów”. Prawdziwy twórca dzieł, umie i musi tworzyć, a pseudo twórca, nie umie i powinien. Zwróćmy uwagę, że sami zaśmiecamy sobie kulturę, właśnie przez dawanie nadziei, napalonym na sukces, nastolatkom. Gdy powiemy do nich „powinieneś nagrać piosenkę” w głowie pojawia im się rezydencja Biebera, mnóstwo dziewczyn, nie wspominając o pieniądzach i wiecznej zabawie. I te złudnie napalone osobniki nagrywają taką ilość „piosenek”, by stworzyć od razu 3 płyty, nie liczy się jakość, ale uznanie na „dzielni”. Później otwieram przeglądarkę, chcę posłuchać normalnej, profesjonalnej muzyki, ale po drodze, muszę odśnieżyć sobie ścieżkę z takich śmieci z podkładem ubijającym piasek pod asfalt.        

      Ale żeby się nie denerwować, przejdę do wykwintnych słuchaczy, na ich temat nie będę wiele mówił. Kultura mówi sama za siebie. Ich jadłospis muzyczny jest profesjonalny, z przekazem, sensem. Te utwory dają siłę, mobilizują, może wydaje Wam się to banalne, ale oznacza to, że albo nie jesteście jeszcze na właściwym etapie, albo nawet nie słuchaliście takiej muzyki. Z upływem czasu może do tego dojrzejecie i zafascynujecie się prawdziwą muzyką. Osoby w sile wieku, wykształcone, nie tylko słuchają niebanalnych utworów, ale także uczęszczają do teatrów, oper. Wspomniałem o tym nie bez przypadku, muzyka zalicza się do szeroko rozumianego pojęcia, jakim jest kultura, skoro muzyka pseudo artystów nie jest prawdziwą muzyką. W takim razie, czy tylko mi nasuwa się na myśl, że pełni wiary, ale puści w umiejętności, „muzycy” pokazują jakimi są ludźmi, słuchając wybranej muzyki? Proponuję, by każdy odpowiedział sobie na to pytanie i przemyślał, co reprezentuje sobą, przez muzykę której słucha, albo i jeszcze gorzej, tworzy…

      Patrząc na tekst typu „ Ona jeszcze tego nie wie, że mnie kocha zwariowana Gocha, Ona ciągle strzela focha, łoo oo i głupio śmieje się” można dojść do wniosku, że nie pisał jej normalny osobnik, reprezentujący jedną z ras człowieka. Kolejna sprawa to chwytliwe nazwy zespołów disco polo. Przykłady- „Mig” „Camasutra” Nazwa zespołu to jego wizytówka, a podane przykłady, nie reprezentują sobą nic dobrego. Boję się pomyśleć ile takich piosenek, a następnie ludzi będzie w przyszłości. Jak całościowo będzie definiowana i rozumiana kultura. Więc drodzy czytelnicy, proszę Was, zróbcie coś dobrego dla siebie, dla kultury, dla kraju, dla świata. Przestańcie robić coś wbrew sobie, tworzyć coś na temat tego, o czym, nie macie żadnej wiedzy. Oszczędzicie nerwów wielu ludziom i wstydu sobie.